hahahehehihi |
Wysłany: Wto 21:39, 06 Cze 2006 Temat postu: |
|
Ja polecam książkę - tylko dla dorosłych jet zakazane po legalu - Dorota Szczepańska. Przeczytajcie fragment (sorry za fllod) ale wart, naprawde warto...
fragment
"Tajniaka wywęszę na kilometr. Oni zawsze tak samo wyglądają. Psa rozpoznam w każdym kraju. Tak jak i dresa, i swojaka. Oni są tacy sami jak świat długi i szeroki. Gdziekolwiek cię poniesie, tam swojaka trafisz bez pudła. No chyba żeś frajer i debil ostatni, o niecnym charakterze, śmierdzących skarpetach i ciągnącą się za tobą atmosferą ściemy. Ale w sumie wtedy też trafisz na kogoś tobie podobnego. To są takie rasy. Rasy to nie kolor skóry, jakieś wypustki na czaszce czy rozmiar kutasa. Rasy są do rozpoznania zawsze i wszędzie. W Nowym Jorku policjant wygląda dokładnie tak, jak w Polsce. Tak samo paker sterydowiec, ćpun od amfy, ćpun od zielonki, ćpun od wódki, od piwa i od nikotyny, od głupoty.
Wszędzie, na całym globie naszym, w pięknej tej naszej krainie, są podobne style. Te style to rasy właśnie. Te prawdziwe. To podobno zależy od wcielenia i duszy, jaką się jest. Stare dusze są najbardziej pojechane.
One właśnie pchają ten świat do przodu. To artyści, twórcy, ćpuny, odlotowcy, pojebańcy i inni nieprzystosowani. Jest też motłoch. Ten biedny zabiegany motłoch, niczego nieświadomy, przesypiający swoje życie w biegu. W wyścigu po nic, po falstart na mecie. Ten motłoch, pospólstwem zwany, jest tu właściwie najmniej potrzebny.
Wiem, że teorie wygłaszam rasistowskie, faszystowskie, powiedziałabym nawet. Ale co mi tam, mimo całej mojej miłości do tej zafajdanej ludzkości nie mogę motłochowi wybaczyć wielu rzeczy. Ale o tym kiedy indziej. Są jeszcze dusze mistrzowskie. To tacy jak Budda albo dalajlama. Oświeceni. A stamtąd niedaleko już do wyzwolenia. Nirwany. Ale zanim to nastąpi, trzeba pobawić się na tej planecie, potworzyć i pokazać, na co cię stać. Jeśli na niewiele, to proszę, nie wymagaj od życia zbyt dużo, człowieku. Nie żądaj, nie skamlaj, nie chodź po prośbie, bo to wszystko przecież to twoja i wyłącznie twoja działka! Dobra, dosyć tego trucia. Przejdźmy do rzeczy.
No więc siedzę zblazowana przy stoliku, nie ma na kim oka zawiesić. Wyjątkowo nieurodzajny wieczór. Nic, tylko się schlać w trupa, gdybym była trunkowa. Muzyka do bani. House. Kto to wymyślił i po co, zostanie dla mnie tajemnicą po wieki wieków. Takie disco polo dla takich, co myślą, że są lepsi od diskopolowców. Ale muzyka kompleksowo taka sama. Ten sam bit prymitywny, to samo nędzne popierdywanie. Szkoda gadać. No i siedzę tak sama, nuda, że ziewać się chce. Widzę znajomego pedałka, który jak zawsze świńskim truchtem do mnie podbiega, bo wie, że hojna jestem i ziołem sypnę.
Palimy. Zwierzam mu się z problemu. Że taka wyposzczona jestem. I że tak mi żal następnej nocy nadaremno samej prześcieradło grzać.
Pedalek rozumie, bo ma ten sam problem, jak się okazuje. Pali, pali i mówi z nagła:
- Ty, ja znam takiego jednego." |
|